Wielki Namysłowianin

Mijają cztery lata, kiedy z ogromnym smutkiem żegnaliśmy zmarłego przedwcześnie Wielkiego Namysłowianina – Kazimierza Jakubowskiego. Wspomina Czesława Kosturek
Człowiek – polihistor, obdarzony charyzmą i nadzwyczajnym talentem literackim, absolutnie nietuzinkowa postać; dziennikarz, kabareciarz, trubadur, autor niezliczonej ilości wierszy, ballad, piosenek, opowiadań, felietonów czy przekładów z W. Wysockiego.
Zapewne jest wiele osób bliżej związanych z tą niezwykłą postacią, które lepiej, rzetelniej oddałyby sylwetkę pana Kazimierza. Odważyłam się uczynić to ja, związana z nim nicią koleżeństwa (?), przyjaźni (?) czy po prostu znajomości. Odważyłam się, bowiem z niekłamaną dumą stwierdzam, że na mnie postać pana Kazimierza wyryła swoiste „piętno”, piętno sztuki przez duże „S” , piętno kultury, tej prawdziwej, dzisiaj odchodzącej w niebyt, piętno człowieka tak niezwykłego, którego naśladowcę trudno byłoby znaleźć.
Nieważne, kiedy i gdzie skrzyżowały się nasze drogi. Nie była to znajomość na co dzień. Ale już jak spotkaliśmy się, dysputom i to jakim nie było końca! Szalone pomysły co można zrobić dla namysłowskiej kultury sypały się jak iskry z paleniska. Przenosiliśmy się wówczas w świat fantazji wiedząc, że muru namysłowskiej niemocy w wielu sytuacjach się nie przebije.
Pan Kazimierz tak mocno zaangażowany w to co robił, w tym w doskonalenie rzemiosła Wenian – adeptów prozy i poezji potrzebował wszelakiego wsparcia, którego w miarę możliwości udzielałam bezinteresownie, mając z tej współpracy ucztę duchową.
Rodziło się w naszych głowach szereg pomysłów i takich, których realizacja nie była problemem, ale i takich, które nie przerodziły się niestety, w czyn. O dwóch niespełnionych opowiem. Pierwszy z nich to nagranie płyty w duecie pana Kazimierza z moim wielkim przyjacielem szkolnym Jurkiem Kahankiem. W moim domu odbywały się „koncerty” obu panów, w których dominował niezwykły głos Jurka i jedyna, niepowtarzalna interpretacja utworów przez pana Kazimierza. Ach – co to był za duet! I kiedy udało mi się załatwić prywatne studio nagrań we Wrocławiu i kiedy – wydawało się – inicjatywa dojdzie do skutku – tragedia! Serce Jurka odmówiło posłuszeństwa. Niestety przeszedł On na tę lepszą stronę, by tam grać na nieodłącznej gitarze i śpiewać, śpiewać, śpiewać.

Drugi pomysł to książka o znanych Namysłowianach. Jako długowieczni mieszkańcy miasta mieliśmy w pamięci nazwiska, naszym zdaniem, bardzo ciekawych mieszkańców, których lista wciąż rosła o nowe postaci. Dotarcie do potomnych owych Namysłowian okazało się w większości niemożliwe, a ci, na których liczyliśmy poza mało istotnymi informacjami nie wnosili wiele ciekawego. Ubolewaliśmy nad przemijaniem, ale i nad nietrwałą pamięcią o tych, o których już nikt pewnie nigdy pamiętał nie będzie.
Dzięki staraniom Pana Tadeusza Wincewicza ukazała się w ubiegłym roku, pośmiertnie, książka pana Kazimierza „Wyblakłe fotografie”, która w jakiejś części wypełnia ten nasz pomysł. Warta przeczytania, jak każda z jego książek. Ta w oryginalny sposób przedstawia m.in. sylwetki kilku Namysłowian z najbliższego otoczenia autora.