Kaganiec na suple?

Koniec z lekarzami i stetoskopami w reklamach suplementów diety. Koniec upodabniania się do leków. Ministerstwo Zdrowia na celownik wzięło suple, czyli środki spożywcze, dietetyczne, witaminy zwane przez aptekarzy „bajerami”. To kolejna próba. Poprzednie były bezskuteczne. Czytamy w Gazecie Wyborczej.
Zmienić się mają reklamy suplementów diety. Po pierwsze, pojawić się tam ma komunikat: „Suplement diety jest środkiem spożywczym, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety. Suplement diety nie ma właściwości leczniczych”.

Do tego ma dojść informacja, że jeśli ktoś się w miarę zdrowo i normalnie odżywia, to wszystkie witaminy/składniki odżywcze/mineralne ma zapewnione w pokarmie. A suplementacja powinna być stosowana wyłącznie jako uzupełnienie niedoborów diety. Czyli w rzadkich przypadkach.

Z reklam znikną lekarze, pielęgniarki, autorytety i eksperci w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Koncerny od supli nie będą mogły pokazywać w nich stetoskopu, aparatu do mierzenia ciśnienia, łóżka, sprzętu do ćwiczeń fizjoterapeutycznych czy wagi. Nie będzie można też umieszczać w reklamach innych medycznych skojarzeń: badań, wypisywania recept, sprzedaży w aptece lub punkcie aptecznym.

Suplementy diety oddzielone w aptekach od leków
Reklama nie mogłaby być kierowana do małoletnich do 12. roku życia ani wprowadzać w błąd co do właściwości suplementu diety poprzez udawanie pokrewieństwa z lekami, np. zawieranie wspólnego głównego członu z nazwą wyrobu medycznego lub wspólnego znaku graficznego.
(…)
Ile się wydaje na reklamę suplementów diety?
Środki spożywcze, dietetyczne, witaminy zwane są przez aptekarzy „bajerami”.
Pierwszy produkt w kategorii „suplementu diety” zarejestrowano w 2007 r. „Od tego czasu dynamika wzrostu sprzedaży oraz wartość rynku suplementów diety wzrosła wielokrotnie” – twierdzi resort zdrowia (jak bardzo, o tym już za moment).
„Wzrost sprzedaży suplementów diety wiąże się głównie ze wzrostem emisji reklam telewizyjnych dotyczących tych produktów” – uważa resort zdrowia.
I wylicza, że od 1997 r. do 2015 r. liczba reklam emitowanych dla sektora produktów zdrowotnych i leków wzrosła blisko 20 razy.

Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego w Rzeczypospolitej Polskiej w 2018 r. firmy przemysłu farmaceutycznego wydały 4,2 mld zł na reklamę suplementów diety i leków bez recepty.
„Nie bez znaczenia pozostaje również wykorzystywanie nieświadomości konsumentów na temat różnic pomiędzy suplementami diety i produktami leczniczymi. Ostatnio wśród firm działających w sektorze spożywczym modny stał się tzw. influencer marketing pozwalający dotrzeć do większych, bardziej zróżnicowanych wiekowo grup odbiorców mających ściśle określone potrzeby żywieniowe” – ostrzega ministerstwo.

Tak kilka lat temu było choćby z tzw. lewoskrętną witaminą C, którą reklamowali jako „najlepszą witaminę C” z „najlepszą wchłanialnością” internetowi celebryci specjalizujący się branży fitness.

Przy czym nie istnieje coś takiego jak lewoskrętna czy też prawoskrętna witamina C, każda witamina C działa dokładnie tak samo. Lewoskrętność była czystym marketingiem.
(…)Kiedy będzie projekt ustawy o reklamach suplementów?
Zgodnie z wykazem prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów projekt ustawy ma być przyjęty przez rząd w czwartym kwartale tego roku. Czy uda się go przeforsować? Można mieć tu wątpliwości.